czwartek, 8 września 2011

Każdego roku o tej samej porze - Tatry

Weźmy do ręki kartkę papieru w kratkę formatu A4 i ciemny flamaster. Zamalujmy jedną małą kratkę. A teraz wyobraźmy sobie, że cała kartka to Alpy, a ten malutki ciemny kwadracik ilustruje powierzchnię, jaką w porównaniu z największym europejskim łańcuchem górskim zajmują Tatry. Z daleka jest prawie niewidoczny, trzeba naprawdę porządnie wytężyć wzrok, żeby go dostrzec. A warto. Na tej niewielkiej powierzchni występuje tak wiele różnorodnych krajobrazów, zjawisk, form rzeźby, jak w całych Alpach. Wystarczy pół dnia drogi, żeby z łagodnych zielonych stoków przenieść się w skaliste, strzeliste turnie, drugie pół dnia - żeby z krainy potoków i stawów wrócić do krainy jaskiń i krasowych wąwozów. Gdybym co roku o tej samej porze spędzała osiem dni w tym samym miejscu - ale innym niż Tatry - pewno dawno stałabym się obojętna i znudzona. W Tatrach jest to niemożliwe. Może i urodziłam się prawie nad morzem, ale w sercu to ja jestem kozica górska, której najlepiej jest na stromym szlaku, z widokiem na zdobywany szczyt i kilometrem powietrza pod nogami.

Staw Smreczyński w Dolinie Kościeliskiej

W polskich Tatrach najchętniej wracam do Doliny Pięciu Stawów Polskich, których zresztą jest sześć, i na grań pod Świnicę, z której rozciąga się widok na Stawy w Dolinie Gąsienicowej. Niezbyt lubię Giewont i tłumy nad Morskim Okiem, które zwłaszcza w pogodne weekendy wygląda jak Monciak w Sopocie, a już kompletnie nie dla mnie jest stanie w kilkugodzinnej kolejce na Kasprowy Wierch. Wolę własnymi nogami wejść na szczyt.
Widok na cztery z pięciu Stawów Polskich ze Świstowej Czuby

Początek września w Tatrach jest wyjątkowo piękny - jeśli oczywiście trafi się na dobrą pogodę. Kolory są nasycone, powietrze przejrzyste, zapewniające dobrą widoczność, a tłumy turystów nieco przerzedzone. W schronisku nie trzeba czekać godzinami na szarlotkę i kubek gorącej herbaty z cytryną.
Najsmaczniejszą szarlotkę można dostać na Ornaku - z cienkimi plasterkami jabłek ułożonymi jeden na drugim - ale co roku najbardziej czekam na jabłeczniki w "Piątce". To moja nagroda za kilkugodzinny wysiłek i motywacja do dalszej wędrówki.

Schronisko na Hali Ornak
Szarlotka ze schroniska na Hali Ornak
Szarlotka ze schroniska w Dolinie Pięciu Stawów Polskich

PS. W poniedziałek wracam do regularnego blogowania. Do zobaczenia!

1 komentarz:

dziękuję za komentarze :)