wtorek, 13 września 2011

Grzanki z rzodkiewkowym twarożkiem

Nie wyobrażam sobie początku dnia bez śniadania. Gdy mam więcej czasu, na przykład w niektóre weekendy albo podczas urlopu, lubię rano w kuchni nieco... pomarudzić. Poświęcić całkiem sporo czasu na perfekcyjne zaparzenie kawy, upieczenie naleśników - nawet tak czasochłonnych jak naleśniki alandzkie - wyłuskanie ze skórki cząstek grejpfruta, pokrojenie truskawek w idealne połówki... Sprawę ułatwia fakt, że mój mężczyzna jest śpiochem nieprzeciętnym i rano nie domaga się jedzenia natychmiast, zaraz, już, w tej chwili. Dla niego śniadanie zresztą mogłoby nie istnieć - chyba że są to naleśniki lub placki z twarożkiem.


W te dni, kiedy musi zrywać się o nieludzkiej godzinie (czyli coś koło dziewiątej) i pędzić do pracy, najchętniej nie je nic. Rano to nie jest jego ulubiona pora dnia*. Moja też nie, jeśli już przy tym jesteśmy, ale i tak staram się nie wychodzić z domu bez śniadania. Zwykle od razu po obudzeniu jestem głodna, a w moim mózgu ośrodek głodu leży w tym samym miejscu, co ośrodek wredności, uszczypliwości, agresji i złego humoru. Och, lepiej ze mną głodną nie zadzierać!


Gdy wiem, że w pracy szykuje się szalony dzień i raczej nie będę miała czasu na drugie śniadanie, lunch, po-lunch, deser i kawę-tuż-przed-końcem-dnia, ratuję się sycącymi i ładującymi energię do pełna grzankami z twarożkiem. Jako dziecko bardzo lubiłam biały ser ze szczypiorkiem, a ostatnio wolę nieco łagodniejszą wersję - z rzodkiewką. Zwłaszcza na chrupiących cieplutkich grzankach wyskakujących z tostera.


Przepis jest tak bajecznie prosty, że nie będę go podawać. Twarożek, rzodkiewka, kwaśna śmietana, sól - zmieszane razem i odstawione na kilkanaście minut, w czasie których smaki się przegryzają a ja biorę szybki poranny prysznic. Czasem, gdy w całym domu nie ma ani mililitra śmietany, do twarogu dodaję nieco mleka, tylko tyle, żeby uzyskać właściwą konsystencję. A gdy mam świeże zioła - bazylię, rukolę, oregano, koperek, tymianek a nawet miętę - na wierzch każdej grzanki układam kilka posiekanych listków.

Bon appétit Messieurs Dames!  

* Choć muszę mu oddać sprawiedliwość - miesiąc temu bez szemrania niósł mój ciężki plecak o czwartej nad ranem; co prawda nic nie mówił, więc może ciągle spał.

3 komentarze:

  1. mm.. twarożek z rzodkiewką, szczypiorkiem jest najlepszy ! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja mam z tymi śniadaniami podobnie, nie obędę się, ale ja jestem rano tak głodna, że nawet nie mam czasu marudzić :-) Taki twarożek wciągnęłabym raz-dwa.

    OdpowiedzUsuń
  3. pingwinko7 ! veggie ! miałam nadzieję, że jeszcze zostanie mi coś na dzisiejszy ranek, ale resztę wciągnęłam na kolację :p
    serdeczne pozdrowienia dla Was obu!

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za komentarze :)