wtorek, 5 lipca 2011

Budapaszt

Dokładnie rok temu szykowałam się na najbardziej stresujące wydarzenie w moim życiu zawodowym. Na szczęście część stresu odjęło rozpraszające uwagę otoczenie - ogromne miasto rozłożone na dwóch brzegach Dunaju, z atmosferą pośpiechu w ciągu dnia i relaksującego spowolnienia wieczorami, gdy przestawało być tak okropnie gorąco i ciemność ukrywała nieprzyjemne i brudne zaułki. Budapeszt stał się dla mnie miejscem kontrastów, zarówno w warstwie miejskiej - gdzie ekskluzywne sklepy z brylantami sąsiadują z zaniedbanymi stoiskami spożywczymi, których witryn nie sprzątał nikt od co najmniej dwudziestu lat - jak i we mnie samej. W ciągu dnia niezbyt mi się to miasto podobało, gorące, tłoczne, wielkie, rozkopane i pachnące rozgrzanym asfaltem i spalinami, nocą byłam oczarowana. Tokaj, najbardziej znana węgierska marka eksportowa, w ogóle mi nie smakował, natomiast wina z Egeru bardzo. Słodycze przygotowywane na bazie mrożonej pasty z jadalnych kasztanów były słodkie i mdłe, natomiast leczo i zupa gulaszowa okazały się przepyszne, mocno paprykowe. Papryka węgierska jest według mnie najlepszą papryką na świecie, jest bardzo czerwona i bardzo aromatyczna, nadaje potrawom charakterystycznego smaku, którego nie sposób nie lubić.

Węgierski Tokaj. Fot. Kamila Mianowicz

Hala targowa. Fot. Kamila Mianowicz

Hala targowa. Fot. Kamila Mianowicz

Fot. Kamila Mianowicz

Piknikowe stoliki w jednej z restauracji w budapesztańskim zamku. Fot. Kamila Mianowicz

Restauracja przy Baszcie Rybackiej na zamkowym wzgórzu. Fot. Kamila Mianowicz

Szyld jednej z najstarszych i najsłynniejszych knajp Budapesztu. Fot. Kamila Mianowicz

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

dziękuję za komentarze :)