sobota, 7 maja 2011

Kulinarna podróż do Berlina

Kilka dni temu wykorzystaliśmy jeden dzień urlopu i całkiem ładną pogodę na krótką wizytę w Berlinie. Mimo że naszym głównym celem było Muzeum Historii Naturalnej (świetne zresztą), udało mi się także zwiedzić miasto od kuchni.
Berlin to nie tylko currywurst, którą je się tam na w ilościach hurtowych, ani też kebab wprowadzony na niemieckie stoły przez masowo imigrujących Turków. Umiłowanie kiełbasy jest nadal widoczne, ale przez ostatnie lata coś się w Berlinie zmieniło - naśladując paryskie kawiarnie i restauracje przemienił się w miasto pełne życia, urokliwych kafejek, stolików okupujących każdy wolny skrawek chodników, leżaków nad Sprewą, ciasnych winniczek, przytulnych piwiarni, restauracji z wyborem dań przyprawiającym o zawrót głowy. Berlin stał się dla mnie miastem świata, miejscem fuzji kultur, smaków i aromatów, otwartym na eksperymenty i bardzo tolerancyjnym, miastem, w którym można dostać wszystko i wszystkiego spróbować.

Restauracja o wszystko mówiącej nazwie... Fot. Kamila Mianowicz
Ogródek jednej z restauracji nad Sprewą. Fot. Kamila Mianowicz
Żadne inne europejskie miasto nie robi na mnie takiego wrażenia, być może dlatego, że część historii Berlina jest mocno związana z moją historią; pamiętam przecież i mur berliński, i plecak pełen mięsa, przywożony przez mojego tatę z NRD, kolejki do sklepów i radzieckie książki dla dzieci, w których oglądałam tyko obrazki, bo tekstu przeczytać nie potrafiłam.

Mur berliński. Fot. Kamila Mianowicz

Gdy teraz przyglądam się Berlinowi, z jego rozkopanymi ulicami i migrującymi placami budowy, z nowymi drapaczami chmur wokół Placu Poczdamskiego, licznymi przytulnymi restauracjami na Oranienburgstrasse, nie mogę wyjść z podziwu - to wszystko, ta niesamowita przemiana, dokonała się zaledwie w ciągu 20 lat, praktycznie na moich oczach.

Makowe ciastko ze śnieżną polewą. Fot. Kamila Mianowicz

Dzisiaj Berlin ma do zaoferowania tysiące atrakcji, miejsc odpoczynku, relaksu, zabawy i spotkań z przyjaciółmi. Na każdym kroku mija się piekarnię, w której - nawet jeśli miejsca starcza tylko na trzech klientów - zaprasza stolik, wystawa pełna słodkości i zapach świeżo mielonej kawy. Co kilkadziesiąt metrów kuszą panini - moim zdaniem nigdzie nie ma tak pysznych kanapek jak na dworcu głównym w Berlinie - soki ze świeżo wyciskanych owoców, koktajle mleczne, desery z owocami i dania ze wszystkich stron świata.

Najlepsze kanapki na świecie. Fot. Kamila Mianowicz

I wcale nie trzeba mieć kieszeni wypchanych pieniędzmi, jest tylko nieco drożej, niż w Polsce. Naprawdę nieco.

Bon appétit Messieurs Dames!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

dziękuję za komentarze :)