czwartek, 18 sierpnia 2011

Only Lyon

Ach, Lyon... nie ma takiego drugiego miejsca na świecie!
Najstarsze francuskie miasto rozłożyło się na brzegach dwóch wielkich rzek - Rodanu i Saony - dzielących go na dwie części, pozostające względem siebie jak dwa światy Alicji po obu stronach lustra. Nowy Lyon jest dynamiczny, błyszczący, z przestronnymi, jasnymi ulicami, bogatą dzielnicą Part Dieu, designerskimi sklepami i olbrzymim "złotogłowym" parkiem, w którym można zabłądzić, urządzić piknik, pobiegać, zanurzyć się w tropikalnej dżungli, pooddychać suchym powietrzem meksykańskich pustyni albo po prostu zjeść olbrzymią porcję waty cukrowej (tam nazywanej brodą taty) lub torebkę churros.

Widok ze wzgórza katedralnego. Fot. Kamila Mianowicz


Stary Lyon, antyczny, z licznymi pubami irlandzkimi, restauracjami i galeriami wystawiającymi prace lokalnych artystów, przypomina nieco dzielnicę Temple Bar w Dublinie. Na każdym kroku potykałam się tam albo o Gallagherów, albo czterolistną koniczynkę, albo Guinnessa. Dublin to moje drugie najbardziej ulubione miejsce na świecie, zaraz po Francji, nic więc dziwnego, że Lyon automatycznie awansował na pierwsze miejsce w hierarchii miast, w których chciałabym mieszkać. A do tego widok na miasto rozciągający się z katedralnego wzgórza, przyciągającego jak magnes, antyczny amfiteatr, większy niż wszystkie znane mi stadiony piłkarskie, oraz lokalne restauracje - bouchon lyonnais - proponujące francuskie specjały (jak choćby ziemniaczane pure z serem, pychota; na pewno spróbuję je odtworzyć w mojej kuchni wielkości pudełka do butów, i na pewno podzielę się rezultatami). Mnie do szczęścia niewiele więcej potrzeba.
Ponieważ bouchon to także korek zamykający butelkę wina, w sklepach ze słodkościami (confiserie) znaleźć można czekoladowe pralinki w kształcie korka, owinięte złotkiem z korkowym nadrukiem - pyszne! - będące jednym z symboli miasta.

Vieux Lyon. Fot. Kamila Mianowicz
Bouchon czyli lokalna restauracja typowa dla Lyonu. Fot. Kamila Mianowicz

Wśród lyońskich przysmaków na specjalną uwagę zasługuje słodka poduszka - coussin de Lyon albo coussin lyonnais - produkowana przez cukierników z Voisin od 1960 roku. Jej kształt przywołuje jedną z historycznie najważniejszych gałęzi gospodarki miasta: rzemieślniczą produkcję jedwabiu. Słodka, chrupka skorupka, wytwarzana z masy marcepanowej z dodatkiem okruchów kandyzowanego cukru, kryje w sobie kremowe ganache zaprawione kilkoma kroplami likieru curaçao. Tradycyjnie wierzchnia warstwa barwiona jest na turkusowo, ale można spotkać także poduszki innego koloru - choćby pomarańczowe.

Lyońskie poduszki i korki. Fot. Kamila Mianowicz

Brzegi Rodanu i Saony oferują kilometry tras spacerowych, restauracje i puby na barkach, place zabaw, leżaki, na których można wyciągnąć obolałe od marszu nogi, albo po prostu pomarzyć. Łatwo znaleźć tam miejsce dla siebie - tętniące życiem i zabawą albo spokojne i romantyczne, niekiedy melancholijne, ale nigdy smutne.
W Lyonie mieszka około 1000 Polaków, i, Boże, jak ja im zazdroszczę!

Rzeka Rhone wieczorem. Fot. Kamila Mianowicz

7 komentarzy:

  1. no to moze nastepnym razem zloze jakies zamowienie na slodkosci? :D troche euro w portfelu jest, wiec.. ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. jak najbardziej :)
    mieszanka wszystkich specjałów,całkiem spora, ale nie wiem dokładnie jakiej gramatury, jest droga - bo aż 20 euro kosztuje... ale warto :)

    OdpowiedzUsuń
  3. No to sie dogadaaaaamy ;)))

    OdpowiedzUsuń
  4. dla mnie porównanie Lyonu i Dublina jest absolutnie nie trafne. Tak się składa, że oba te miasta zamieszkiwałam jakiś czas - Lyon 2 lata, Dublin 1 rok i kompletnie nie potrafiłam odnaleźć się w tym drugim, czemu ?? bo byłam już zaszczepiona Lyonem - miastem idealnym. Lyon jest czysty, przestronny, doskonale zorganizowany. To niemal raj do życia. Dublin brudny, ciasny a przemieszczanie się po nim to koszmar.

    OdpowiedzUsuń
  5. Anonimowo miłośniczko najwspanialszego miejsca na świecie! Dla mnie również Lyon jest miastem idealnym i mocno trzymam kciuki za swoje własne plany pomieszkiwania tam od października :)
    Wcale nie twierdzę, że cały Lyon jest do Dublina bardzo podobny - po prostu w wąskich uliczkach starego Lyonu odnalazłam nieco z atmosfery Temple Bar, mnóstwo irlandzkich pubów, sporo galerii i zatrzęsienie restauracji... pewno gdybym odwiedziła miasta w odwrotnej kolejności, to Temple Bar przypominałby mi Vieux Lyon.

    OdpowiedzUsuń
  6. o rany , nawet nie wiesz jak Ci zazdroszczę... ile bym dała by móc tam wrócić. Klimat tego miasta powoduje, że człowiek ma zapomina o troskach i poi się jego pięknem. Marzę żeby stanąć na moście Guillotière i popatrzeć na wzgórze wzgórze Croix Rouge. Oj ożyły wspomnienia :] pozdrawiam i życzę powodzenia.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja również uwielbiam Lyon. Zakochałam się w tym mieście bez pamięci i mam nadzieje zamieszkać tam w przyszłości:) Oby się tylko udało. Już sobie wyobrażam jak spaceruje po tym przepięknym parku...ah ah ah....tylko że pewnie z pracą ciężko. Poszukuje ktoś kogoś po prawie?:)

    pozdrawiam
    mpereira@wp.pl

    OdpowiedzUsuń

dziękuję za komentarze :)